Hej! Dzisiaj łapajcie Louisa! :) dawno nie było żadnego imagine z nim.
i mam wielką prośbę. Moglibyście zostawić jakiś komentarz, widzę ile was wchodzi, a ile komentuje. To trochę smuci. Napiszcie czy wam się podoba czy nie. To trwa tylko minutę.
Przepraszam za błędy, jestem na komórce O.o
-Nie.
-Dlaczego?
-Louis nie zrozumiesz.
-Proszę powiedz mi, przyjaciele mówią sobie wszystko.
-Źle się dzisiaj czuję, serio. Przepraszam.
-Jak chcesz, ale ja pójdę na tą imprezę.
-Przecież cię nie zatrzymuję.
-To idę, przyjdę może jutro jak dam radę. To pa (t.i.)!
-Pa, Louis! - opadłam delikatnie na łóżko. Jak długo mogłam go jeszcze oszukiwać? Wiem jedno, że zbyt dużo czasu nie mam. Muszę mu powiedzieć, ale się boję. Boję jego reakcji. Mama ostrzegała mnie, abym nie wyrywała się z tą informacją. Tak ma rację, ale jak zabraknie czasu? Nie, nie mogę mu tego zrobić, ale cholera nie wiem. Jestem taka niezdecydowana. On poszedł na imprezę, ja nie. Dlaczego? Bo, źle się czuje, a moja znienawidzona przyjaciółka ciągle daje mi znać, że jest. Znienawidzona? Można się zastanawiać dlaczego znienawidzona i w ogóle, przyjaciółka?! Może przesadziłam, ale jest strasznie uciążliwa. Tak to moja śmiertelna choroba, o której dowiedziałam się późno. Za późno. Białaczka to nie żarty. Zaczęło się w sumie niewinnie. Po każdym wf miałam sporo siniaków, robiły mi się bez powodu. Louis się śmiał, że jestem niezdarą i to mój bunt przeciwko temu, aby nie ćwiczyć. Na początku nie zwracałam na to uwagi, później było inaczej. Moja skóra momentami była blada jak papier. Aż sama się w pewnym momencie przestraszyłam. Małe ranki, długo się goiły. W pewnym momencie mama wysłała mnie do lekarza. To było jak wyrok. Okazało się, że mam białaczkę ostrą szpikową. Można było się podjąć leczenia, ale szanse są nie wielkie. Więc nawet się nie podjęłam. Nie chciałam moich przyszłych pięciu lat lub i krócej spędzić w szpitalu. Tylko najgorsze jest to, że Louis o tym nic nie wie. Chodzę do szkoły. Staram się, chociaż to i tak wszystko na marne. Skoro został mi maksymalnie rok życia. Nie ćwiczę na wf i staram się, aby zachować czystość. Mój pokój niedawno zmienił się w taką właśnie salę szpitalną. Sterylna, czysta. Teraz? Moim zadaniem jest aby powiedzieć o mojej chorobie Louisowi. Teraz jest na imprezie. Mam jeszcze czas? Możliwe, na razie idę spać. Jestem zmęczona.
*
Leżałam w moim łóżku przez pół dnia, nawet nie miałam siły wstać. Nie chciałam nic jeść. Mój nastrój to była jakaś porażka. Odwróciłam się na drugi bok i zobaczyłam jego. Był skupiony na mnie. Nawet nie usłyszałam, jak wchodził. Zapewne wyglądałam jak chodząca śmierć. Blada, jak ściana. Wory pod oczami, blade usta. I ten bałagan na głowie.
-Wyglądasz, jakbyś była na jakiejś ostrej imprezie. A teraz miała ogromnego kaca.
-Dzięki, Louis ciebie też miło widzieć - powiedziałam słabym głosem.
-Co ci jest? Wyglądasz na bladą. Za bladą. Może powinnaś pójść do lekarza? - powiedział to i przysiadł na skraju mojego łóżka. Przyłożył swoją dłoń do mojego czoła, był lekko przerażony - serio, powinnaś pójść do lekarza!
-Louis to nie ma sensu, codziennie mam taką gorączkę.
-Ale, nie ja nic nie rozumiem.
-Jest wszystko w porządku - uśmiechnęłam się delikatnie. Jednak to go nie przekonało.
-Poczekaj tutaj, idę po twoją mamę - wstał i zanim zdążyłam zareagować już wyszedł z pokoju. Po chwili oboje stali przy moim łóżku, mama podała mi dobrze mi już znany syrop. Nieznosiłam go, ale musiałam jeszcze pożyć. Chociaż nie wiem po co. Łyknęłam odpowiednią porcję. Mama przytuliła mnie i szepnęła:
-Musisz mu powiedzieć - po chwili już nie było jej w pokoju. Zostałam sama z Tomlimsonem. Bałam się.
-Więc? Co masz mi do powiedzenia.
-Boję się - powiedziałam to na głos?! Ugh.. idiotka. Chłopak usiadł koło mnie i przytulił. Tego potrzebowałam, jego wsparcia. Ale jak wyjawiłabym mu prawdę, mógłby mnie zostawić.
-Ej, mała nie płacz. Co się dzieje? - zaczął pocierać dłonią moje plecy.
-Jak ci powiem zostawisz mnie. Albo będziesz ze mną ze współczucia.
-Nie prawda. Nigdybym cię nie zostawił, jesteś moją przyjaciółką.
-Ale to nie ma sensu.
-Proszę - szepnął. Zaczęłam bardziej płakać.
-Mam białaczkę - szepnęłam cicho, tak bardzo cicho, że nie wiem czy mnie usłyszał. Chłopak delikatnie się odsunął.
-Żartujesz? - był zdezorientowany.
-A czy wyglądam jakbym żartowała, a teraz proszę znasz prawdę możesz mnie zostawić! - podniosłam głos, ale to i tak sprawiło mi wielką trudność. Położyłam się w stronę ściany, nie chciałam z nim rozmawiać. Miałam nadzieję, że wyjdzie, on nadal siedział. Nic nie mówił chyba wszystko analizował. Usłyszałam jego cichy głos, łamiący się głos:
-Umrzesz? - odwróciłam się w jego stronę, w oczach miał łzy.
-Zapewne, tak.
-Ale podjęłaś się leczenia?! Jest możliwość, że przeżyjesz?!
-Nie leczę się.
-Co?! - wstał raptownie z łóżka - nie, nie to się na prawdę nie dzieje! Dlaczego?!
-Nie ma sensu, po co mam cierpieć skoro i tak umrę. Nie mam też w sumie dla kogo żyć. To nie ma sensu.
-Jak nie masz dla kogo żyć?! A twoi rodzice?! Siostra?! Ja?! Nie pomyślałaś, że jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu?! Tak masz rację to nie ma sensu - zdenerwowany wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
-Przepraszam - szepnęłam. Chodź i tak wiedziałam, że tego nie usłyszy. Zniszczyłam wszystko. Tak to tylko moja wina. On mnie kochał. Nie wiem już sama czy w sposób przyjacielski czy coś więcej. A ja to wszystko zrujnowałam. Nie ma co, świetnie kończę swoje życie.
*
Poniedziałek, powinnam iść do szkoły. Ale mój stan sprawił, że nie mam siły. Zresztą, po co mam iść i uczyć się. To już na nic mi się przyda. Leżałam tak i się nudziłam, serio jak mam umierać to szybciej. Nie mam już nikogo, no prawie nikogo. Mam rodziców i siostrę, którzy mnie wspierają. Ale brakowało mi Louisa. Zawsze wszystko niszczyłam i teraz zamiast podjąć się leczenia, zaczęłam sama siebie niszczyć. Miałam cichą nadzieję, że on do mnie przyjdzie dzisiaj. Chociaż nie mogłam niczego od niego wymagać. Czekałam, ale się niedoczekałam.
*
Dwa dni później
-Musisz coś jeść.
-Mamo nie chcę. Na prawdę nie jestem głodna.
-Proszę cię - błagała mama.
-Mamo, chodź - powiedziała moja siostra - (t.i.) ma gościa - to Louis?! Moje serce przyśpieszyło,miałam cichą nadzieję.
-Dobrze, ale prosz ci zjedź jedną kanapkę.
-Nie obiecuję - moja rodzicielka wyszła z pokoju. A do pokoju wszedł on. Uśmiechnęłam się delikatnie, on odwzajemnił ten gest. Wtuliłam się bardziej w poduszkę.
-Jak się czujesz? - spytał i przysiadł na krzesełku obok łóżka.
-Dobrze.
-Kłamiesz, wiem kiedy mówisz prawdę, a kiedy mnie oszukujesz - przez jakiś czas udawało mi się ukryć, to że jestem chora - dlaczego nic nie jesz?
-Nie mam apetytu, Louis - przymrużyłam nieco oczy. Byłam zmęczona. Chociaż praktycznie nic nie robiłam - dziękuję, że tu jesteś.
-Jestem tutaj, bo cię kocham. I nie mogę się pogodzić, że cię niedługo stracę.
-Jesteś młody, znajdziesz jeszcze dziewczynę która będzie zdrowa, piękna i będzie na ciebie zasługiwała.
-Ja chcę ciebie - otworzyłam oczy. Znowu płakał.
-Ja umieram. Zostań ze mną.
-Zostanę z tobą do końca - kucnął przy moim łóżku.
-Przytul mnie - to nie była w sumie prośba, tylko błaganie. Uczynił to o co mnie prosił, później delikatnie cmoknął mnie w usta. Tak czułam się szczęśliwa. Miałam przy sobie osobę, którą kochałam. Tyle mi wystarczyło.
*
Trzy dni później
*Louis*
Ona umarła. Zapewniała mnie że mnie nigdy nie opuści. Że będzie nade mną czuwała. Ale i tak to nie ma sensu. Straciłem ją. Nie mogłem pojąć dlaczego nie chciała się leczyć. Nie. To nie ma sensu. Mam nadzieję, że jest już szczęśliwa. Tam na górze, że już nie cierpi. Mam nadzieję.
xx Werka
Bardzo fajny :*
OdpowiedzUsuńJest przepiękny
OdpowiedzUsuńJest przepiękny
OdpowiedzUsuńOMG ten imagin jest super smutny! Popłakałam się i musisz uznać to za komplement gdyż jest bardzo, bardzo, bardzo mało imaginów ( smutnych ) przy których JA płaczę. Serio mnie trudno doprowadzic do płaczu, a ty dziewczyno to zrobiłaś i to już w połowie!!
OdpowiedzUsuńBoski *-*
OdpowiedzUsuńWspaniały !! <3
OdpowiedzUsuń