No tak na początek to znowu ja. I przepraszam za poprzednie imaginy, że są takie smutne. Ale tym może wam wynagrodzę.
-[Im. tw. przyj.]! Strasznie zimno dzisiaj na dworze, śnieg pada, a ty mnie próbujesz wyciągnął na dwór. Nie! Nienawidzę zimy! - mówiłam to dość donośnym głosem, aby w końcu rozumiała, że nie mam ochoty wychodzić.
-Oj nie marudź. Chcesz całą zimę przesiedzieć w domu? Na kanapie, przykryta kocem, popijająca herbatę z cytryną i oglądająca nudne seriale w telewizji? - dopytywała się mnie moja przyjaciółka.
-Tak otóż to! Masz świetny pomysł - przyznałam wreszcie rację mojej przyjaciółce.
-O nie moja droga, idziemy! Troche ruchu każdemu się przyda - [Im. tw. przyj.] zaczęła spychać mnie z kanapy, ale nie. Ja tak łatwo się nie dałam, lecz niestety w końcu przegrałam tą morderczą walkę.
-Dobra wygrałaś. Idziemy, ale przyszykuj się będę po drodze marudzić! - powiedziałam to bardzo poważnie.
-Nie ma sprawy - mówiła - ale ubieraj się już.
-A gdzie tak w ogóle idziemy? - pytałam się mojej przyjaciółki, zakładając przy tym mój turkusowy płaszcz.
-A na spacer, ale gdzie to ci nie powiem - mówiła z lekką ekstytacją.
-Okey.. Mam się zacząć obawiać o swoje zdrowie lub życie? - powiedziałam to półżartem, niemalże śmiejąc się.
-Nie spokojnie, nic ci się nie stanie, ale to w sumie nie jest wykluczone. Może jednak się coś wydarzy.
-Wiesz co ty i te twoje fantazje. [Im. tw. przyj.] jasnowidzem! Aaa.. bójcie się! - w tym momencie wybuchłyśmy śmiechem.
*
-Gdzie ty mnie ciągniesz? - pytałam - No odpowiadaj mi - byłam już nieco, poddenerwowana.
-Spokojnie, zaraz będziemy na miejscu, jeszcze chwila i będziemy na miejscu - uwierzyłam w słowa przyjaciółki. Po około pięciu minutach byłyśmy na miejscu, ale tego się nie spodziewałam.
-Co to ma być?! Ja się pytam?
-No jak widzisz lodowisko.
-No ja widzę, że lodowisko, ale człowieku ja nigdy na łyżwach nie jeździłam - mówiłam zbulwersowana.
-Ale na rolkach trochę jeździłaś - dążyła dalej, aby w końcu za triumfować.
-Ta.. jeździłam. Jeśli to jazdą można było nazwać.
-Dobra, dobra. Nie przesadzaj, dasz radę. Przecież od czego masz mnie, pomogę ci.
-No dobra - wypożyczyłyśmy łyżwy, a ja na dodatek kask, gdyż strasznie się bałam. O swoje zdrowie i o innych. Po chwili już stałam na idealnie prostej tafli lodu. No prawie idealnej. Bo kilka osób już trochę tą powierzchnię zniekształciły. Ale to nie to było w tym momencie ważne. Tylko to, iż przyszła ta chwila na "jazdę". Na początku w sumie nieźle mi szło. Później, też nie najgorzej, ale pod jednym znaczącym warunkiem. Musiałam jeździć razem z [Im. tw. przyj.] inaczej nie dałabym rady. Co chwilę jej przypominałam, aby tylko mnie nie puściła. Obiecała, że tego nie zrobi jednak nie zawsze dotrzymuje obietnic. No i prosze. Zrobiła to. Ja spanikowałam zupełnie. Jechałam do przodu. Nie mogłam się zatrzymać, bo nie wiedziałam, jak? Zobaczyłam, że jakiś chłopak o blond włosach zwalnia. Nie boże! Próbowałam jakoś zareagować, aby się odsunął, ale za późno. Oboje zaliczyliśmy spotkanie z zimnym podłożem.-Jeju, przepraszam cię, ja nie umiem jeździć na łyżwach, ale przyjaciółka mnie tu zaciągnęła i mnie puściła. Jechałam do przodu sama, ale nie mogłam się zatrzymać. Bo nie umiem i wpadłam na ciebie. I teraz oboje lezymy i to przezemnie i cię bardzo przepraszam.. - mogłabym nawijać cały czas, ale nieziemsko przystojny blondyn przerwał mi moją wypowiedź.
-Spokojnie, nie jestem z porcelany. Widzisz żyję, a takie wypadki na lodowisku się zdarzają, więc nie musisz mnie przepraszać.
-Ale tak mi jest głupio, może mogłabym ten wypadek jakoś ci zrekompensować? - po chwili uświadomiłam sobie jaka ja głupotę zrobiłam. Przecież ja go w ogóle nie znam, a jeśli będzie wymagał ode mnie nie wiadomo czego?
-Hm.. Może to dobry pomysł, więc zrekompensujesz mi się w ten sposób, że po prostu umówisz się ze mną na randkę. Co ty na to? - no i proszę, wpadłam jak śliwka w kompot.
-Ale że co? Przecież my się w ogóle nie znamy!
-No to będziemy mieli czas się poznać - dążył do tego, abym się zgodziła.
-Ja nawet nie wiem jak ty masz na imię, a ty nie znasz mojego.
-Niall jestem. Miło mi poznać - dziwne to było, ale aby zachować się kulturalnie, także się przedstawiłam.
-[Tw. im.], ale to nie zmienia faktu, że my się w ogóle nie znamy, a ty mnie zapraszasz na randkę?
-Proszę zgódź się - zrobił taką minę, że nie mogłam odmówić.
-No, dobra o której i gdzie.
-Jutro, tutaj, gdzina 18.00 - nie ma to jak prosty przekaz.
-Ale nie będziemy jeździć na łyżwach?
-Zobaczysz, a tu proszę mój numer telefonu. Jakbyś nie mogła.
-Okey to... do zobaczenia.
-Do jutra - jego uśmiech mnie oczarował. Dziwny ten wieczór, pełen niespodzianek.
*
Godzina 18.32 no i gdzie on jest. Czekam, a jego nadal nie ma. Zimno mi. A ja czekam na jakiegoś chłopaka o imieniu Niall, ktorego poznałam dzień wcześniej i o którym kompletnie nic nie wiem. Wyciągnęłam telefon już miałam do niego dzwonić, ale doczułam jak ktoś we mnie rzucił śnieżną kulką. Odwróciłam się, ujrzałam tego samego chłopaka co wczoraj. Szczerzył się od ucha do ucha. Co go tak bawiło, ale nie musiałam się zemścić. Uformowałam małą, ale za to zgrabną kulkę z śniegu i rzuciłam nią w nadal śmiejącego się blondyna. Nagle jego śmiech ucichł. Wtedy rozpoczęła się prawdziwa wojna, która trawała prawie całą godzinę. Jak już skończyliśmy się obrzucać śniegiem, zaczęliśmy rozmawiać osobie. Każdy opowiedział po krótce jak się nazywa dokładnie, ile ma lat, czym się zajmuje i takie tam inne. Niall okazał się bardzo miłym i zabawnym chłopakiem. Wieczór minął bardzo przyjemnie nie powiem, już nawet umówiliśmy się na kolejne.
*
Minął miesiąc od naszego pierwszego nie udanego spotkania. Dzisiaj znowu mam się spotkać z wesołym blondynkiem. Jednak on miał przyjść wieczorem do mnie szczerze nie miałam nic przeciwko temu. Przygotowałam kolację, więc poszłam się przygotować. Spojrzałam na zegar ścienny, aby zobaczyć która godzina i czy znowu się nie spóźni, lecz w tej samej chwili rozdzwonił się dzwonek do drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak Niall no i oczywiście jak zwykle uśmiechnięty. Zaprosiłam go do środka, zjedliśmy kolację, a później przenieśliśmy się na kanapę w salonie, aby obejrzeć jakiś film. W pewnym momencie chłopak wstał i zaczął przemawiać:
-Słuchaj znamy się od miesiąca, wiem może to i szybko, ale ja się w tobie zakochałem już wtedy na lodowisku. Chciałbym prosić cię, abyś była moją dziewczyną. Chyba, że nie chcesz zrozumiem. Nie każdy musi kochać i być kochany.
-Niall, może to i szybko, ale ja też cię bardzo polubiłam, a może i więcej. Nie wiem czy to ma jakiś sens. Co ja takiego mam, że ty wybrałeś właśnie mnie?
-Jesteś po prostu idealna.
-Ty tak uważasz, ale możemy spróbować - zobaczyłam jak się szeroko uśmiechnął. Po chwili zmienił wyraz twarzy na poważną, zbliżył się do mnie, by po chwili mnie pocałować. Czułam się tak cudownie. W końcu, ktoś mnie pokochał.
Wiem koniec zepsułam takie to wyszło przesłodzone, ale cóż. I proszę was komentujcie, bo nie wiem czy pisać czy nie i czy w ogóle warto pisać. Bo odnoszę wrażenie, że piszę te imaginy tylko i wylącznie dla siebie.
xx Werka
xx Werka


Świetne *.*
OdpowiedzUsuńpisz bo masz talent ;-) a imagin cudowny *.*
OdpowiedzUsuńSuper ;) ,,ALICE"
OdpowiedzUsuń