Hejka Kochani! Mam dla was imagine od Ani :* Moim zdaniem jest świetny ^^ Wy też wyraźcie swoją opinię.. może Ania coś nam jeszcze napisze. Ostrzegam, że mogą być drobne błędy, ale to szczegół :) A i jeszcze jedno ten imagine jest pisany takim bardziej młodzieżowym językiem, więc.. nie przedłużam i zapraszam do czytania. <3
Był mało pogodny dzień…od samego rana nic mi się nie
udawało. Pokłóciłam się z mamą, zostałam sama w domu , ona wyszła bez słowa z
torebką trzaskając głośno drzwiami. Była to moja wina, ponieważ ja zaczęłam.
Nie wiem dlaczego…nie wiem dlaczego ranie osoby , które kocham…
Siadłam sobie
na tarasie w piżamie z moim ulubionym kubkiem w którym była gorąca herbata,
która miała mnie ogrzać chociaż na zewnątrz , ponieważ w środku czułam lód ,
który był nie do roztopienia. Siedząc myślałam o mamie zadawałam sobie pytania
gdzie jest, co robi czy wróci w ogóle.
Bardzo żałowałam tego co rano jej
powiedziałam. Miałam ochotę z tym wszystkim skończyć , wziąć żyletkę do ręki i
odejść , ponieważ wszystkich w wokół denerwowałam i raniłam. Podniosłam się z
ziemi, aby pójść do łazienki po ostrze lecz chyba Bóg uchronił mnie przed zamierzonym czynem, ponieważ wstając poślizgnęłam się i prawie wpadłam do mojego
ogrodowego basenu w którym była lodowata woda i teraz nie było mi zimno tylko w
środku lecz także na zewnątrz. Wychodząc
z basenu zbiłam ze złości swój ulubiony kubek …łzy zaczęły mi płynąć jak
w rynnach deszcz podczas burzy. Podnosząc części rozbitego kubka poczułam straszny
ból. Po chwili na kafelki upadły cztery duże krople krwi, które złączyły się w
jedność. Na podłodze zobaczyłam rozmyty, bladoróżowy obrazek przedstawiający
uśmiechniętą buźkę, nawet w moich oczach pojawił się uśmiech na chwilę.
Postanowiłam się ogarnąć, posprzątałam resztki kubka oraz wylaną herbatę,
weszłam do swojej sypialni, wzięłam telefon, siadłam na łóżku. Postanowiłam
zadzwonić do mamy. Najpierw przemyślałam
co mam jej powiedzieć, lecz moje myśli trafił szlak, ponieważ odpowiedzią na
nie był tylko głos poczty głosowej. Nie wierzyłam w to, nie wierzyłam że, mama
tak mnie zostawiła bez słowa, a teraz wyłączyła telefon. Wiem, że przegięłam no
, ale mama mówiła, że zawsze mnie będzie kochać gdyby nie wiem co , a teraz
zostawiła mnie samą i nie wiem gdzie jest i kiedy wróci…czy w ogóle
wróci…Rzuciłam telefonem w ścianę, wzięłam moją niebieską bluzę, która mi się
kojarzyła z kimś ważnym dla mnie i wybiegłam z domu. Biegłam i biegłam przed
siebie a łzy szybowały po wietrze tak jak szybuje samolot z Madrytu do
Barcelony. Gdy biegłam wszyscy ludzie się na mnie patrzyli , ale miałam to w
dupie…zatrzymałam się na skate-parku , wspięłam się na najwyższą rampę i
siadłam tak, ze nogi zwisały mi poza nią. Przytuliłam się do barierki .
Usłyszałam w oddali dziwne dźwięki , była to zbliżająca się burza. Po chwili
nad moją głowę przypłynęła wielka, czarna chmura, która przyniosła wraz z sobą
moje wspomnienia z wakacji. W mojej głowie działo się coś
nieprawdopodobnego, a różne myśli same się nasuwały- a każda
kolejna była gorsza od poprzedniej .Gdy już się trochę przejaśniło dobiegły
mnie głosy:
–[T.im.]? [T.im.] to ty?- odwróciłam się, zobaczyłam tam mojego przyjaciela Grega, który stał
przede mną trzymając w lewej dłoni
deskę, podszedł do mnie i zaczął się
wypytywać co mi się stało. Bardzo się cieszyłam, że tam był, ale z drugiej
strony byłam smutna, ponieważ Greg bardzo przypomina mi osobę którą kocham
i jednocześnie nienawidzę. Dlatego
ostatnio unikam spotkań z nim, ponieważ jak go widzę, widzę też tamtego, a wtedy dzieje się we mnie
coś dziwnego, ponieważ chciałbym być z tamtym, lecz tamten ma mnie daleko w
gdzieś .A Grega bardzo lubię, lubię,
ale jako przyjaciela i chcę żeby tak zostało. Gdy wszystko mu opowiedziałam ,on
mnie mocno przytulił. Greg zadzwonił po moją przyjaciółkę
Sanny, aby przyszła , bo on musiał iść do domu. San szybko przyszła, poprawiła
mi humor i zaproponowała żebyśmy poszły na orlik. Oczywiście się zgodziłam. W
tym momencie na niebie zauważyłam piękną tęczę, która sprawiła, że się
uśmiechnęłam .Poszłyśmy w stronę orlika. Po drodze rozmawiałyśmy. Ona zawsze potrafi rozbawić mnie swoimi tekścikami. Gdy wyszłam z
zza choinek stanęłam jak wryta, automatycznie zawróciłam. Moja przyjaciółka na
początku nie wiedziała dlaczego, lecz gdy bliżej się przyjrzała kto jest na orliku zrozumiała co było powodem
– Liam. Wzięła mnie za rękę i zaciągnęła na boisko. W tym czasie rozgrywały
się rozgrywki „ligi orlika” tak jak co sobotę. Wchodząc prze bramkę widziałam,
że Liaś przelatuje wzrokiem po moich butach, aż po full-capa. Jednak po
przeleceniu całej mojej zewnętrznej powierzchni jego wzrok powrócił na moją
bluzę i się uśmiechnął, ale tak kpiąco. W końcu miałam na sobie prawie, że
identyczną bluzę taką jak on. Dziwnie się poczułam, ponieważ akurat tego dnia
on też miał tę bluzę. Ale przyznaje się, że specjalnie kupiłam ją, żeby mieć
podobną. Na orliku nie było dużo wolnego
miejsca , był wolny tylko jeden skrawek boiska i to po drugiej stronie.
Przechodząc środkiem właśnie do tego
miejsca dostałam od Liama piłką , ale się nawet nic nie odzywałam , poszłam
dalej. Zaczęłyśmy z Sanny grać w
siatkówkę. Widziałam, że on szepcze coś do kolegów patrząc się na mnie i
lekko uśmiechając . Owszem, dziwnie się czułam, ale podniosłam z uśmiechem głowę
do góry i nie przejmowałam się tymi
debilami. Zauważyłam jednak coś dziwnego: na boisku, na którym rozgrywały się
rozgrywki stał pewien chłopak. Znam go z widzenia . Był to Kieran. Co jakiś
czas przyglądał mi się, a gdy patrzyłam się
w jego stronę, opuszczał gwałtownie głowę i odwracał się w stronę, gdzie
grali jego koledzy. Nie powiem, że mnie to denerwowało, ponieważ z Kierana niezłe ciacho i do tego jest najlepszym strzelcem „ligi orlika”. Nie wiedziałam
co o tym myśleć , to nie było chamskie patrzenie tylko takie inne. Grałyśmy tak
przez dłuższą chwilę. Zbliżał się czas meczu w którym miał wystąpić Kieran. Jego
drużyna prowadziła rozgrzewkę na boisku
do kosza na którym byłam ja z Sanny, oraz z paczką Liama czyli „paczką
debili”. W pewnym momencie któryś z kolegów Kierana, niechcący wykopał piłkę w
naszą stronę. Chłopak krzyknął, że on po nią pójdzie. Pomarańczowa piłka powoli przetoczyła się koło mojej stopy. Widząc zmierzającego w moją stronę Kierana postanowiłam podać mu piłkę. On przewidując mój zamiar zatrzymał się w połowie
boiska, uśmiechnął się i czekał na realizację mojego zamiaru. W momencie, kiedy
odchyliłam nogę do tyłu, aby podać mu piłkę, jeden z kolegów Liama podbiegł do
mnie i mnie podkosił, ja się wywróciłam. Wszyscy z tej „zajebistej grupy”
zaczęli się śmiać, wtedy Kieran szybko podbiegł do mnie
–Nic Ci nie
jest?-zapytał się , a w jego oczach zobaczyłam przerażenie
-Chyba nie – wtedy
podał mi rękę i pomógł wstać. Okazało się, że minimalnie wyskoczyła mi
łękotka, nie mogłam wstać. Chłopak kazał mi usiąść i się oprzeć o ogrodzenie, a
on poszedł do Adiena, tego który mnie podkosił.
– Co ty
kurwa robisz? Pojebało Cię?
-Ale, ale to
nie ja chciałem , to on mi kazał- mówiąc to wskazał na Liama.W tym momencie
w moim sercu poczułam dziwne kłucie, zrobiło mi się bardzo przykro i zadałam
sobie pytania.: Dlaczego on?
Dlaczego on mnie tak traktuje? Co ja mu
zrobiłam? Było by mi to obojętne,
gdyby on był mi obojętny , a tak niestety nie jest. Kieran podszedł do
zleceniodawcy, całej tej scenki i coś mu tam nagadał, ale nie wiem co bo siedziałam z moją przyjaciółką po drugiej
stronie. Widziałam tylko, że Liamowi uśmieszek zniknął. Gdy skończyli rozmowę
Liam poszedł grać z kolegami w kosza, a mój wybawca podszedł do mnie i się zapytał
czy pójdę z nim w Niedzielę na mecz naszego miastowego klubu. Ja oczywiście się
zgodziłam i przytuliłam go, oraz mu podziękowałam za wszystko. Przytuliłam
go tylko dlatego, ponieważ chciałam zobaczyć reakcję Liama. Eh…widząc to i słysząc moją zgodę
na spotkanie z Kieranem, wziął swoją czarno-białą piłkę z Pumy i poszedł w
stronę domu. Nadchodził czas rozgrywki
drużyny Kierana. Zapytał się nas czy
zostaniemy i obejrzymy jak gra. Widziałam, że Sanny bardzo ucieszyła się z
zaproszenia dlatego zostałyśmy. Przyjaciółka pomogła mi wstać i powoli dokuśtykać na boisko do nogi. Po
meczu pożegnałam się z chłopakiem. Z moją nogą już było całkiem w porządku. Do
domu musiałam wrócić sama, ponieważ San musiała iść do babci, która mieszkała
niedaleko orlika. Idąc, w pewnym momencie, szepnęła do mnie
-Ej zobacz kto tam jest!
-Gdzie?
-No tam! Na murku koło sklepu!–spojrzałam tam…
zobaczyłam skulonego Liama. Na kolanach miał zwiniętą w kostkę bluzę,
opierał się na niej łokciem , podtrzymując głowę. Był smutny i widać było, że
nad czymś bardzo intensywnie myślał.
-
Odprowadzić Cię jeszcze kawałek? –
zapytała się moja bratnia dusza – Nie dzięki, idź do
babci, poradzę sobie, przejdę jakoś koło tego idioty – i się pożegnałyśmy.
Szłam wolno przyglądając się dokładnie Liamowi, zauważył mnie. Nie był
wesoły jak zawsze tylko jakiś inny, taki chłodny, obojętny. Postanowiłam
podejść do niego mimo to , że traktował mnie jak szmatę.
- Siemka Liaś!
Wszystko ok?-w tym momencie chłopak podniósł głowę z nie dowierzeniem, a jego
oczy nabrały blasku…
- Skąd wiesz
jak mam na imię?
- A od czego
jest Internet? Już dawno wiedziałam jak masz na imię, bo znalazłam Cię u brata
w znajo..
- A spoko! –
uśmiechając się, odpowiedział mi, lecz po chwili na jego twarzy znowu pojawił
się smutek.
-Co się
stało? – zapytałam się ponownie. Liam westchnął i odpowiedział :
- Nic. Po
prostu …przepraszam, ja nie chciałem, żeby tak wyszło. Nie chciałem, żeby Ci
się coś stało. I może to idiotyczne, ale piłkę w Ciebie też specjalnie kopałem.
Chciałem po prostu, żebyś mnie
zauważyła, a się bałem podejść i w ogóle przepraszam no, że się śmiałem i
przepraszam że tak wyszło… - Liam zaczął histeryzować , mówił coraz szybciej
i głośniej z łzami w oczach, musiałam to przerwać i krzyknęłam:
- Uspokój się!
– chwyciłam go i pocałowałam. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, na początku mówiłam
sobie w myślach o matko co ja robię? –
ale po upływie chwilki, zdałam sobie sprawę, że dobrze zrobiłam , to było
cudowne… Nasze oczy spotkały się, nie chciałam przestać. Poczułam namiętny
dotyk jego ust, a na moim języku jego ślinę. Poczułam się jakoś niesamowicie,
może dlatego, że był to mój pierwszy raz i trwał trochę dłużej niż tak zwana „pierwsza 3- sekundówka”. Gdy
oddaliliśmy się od siebie, ja zaczęłam panikować.
-Przepraszam, O matko! Sory, to nie miało tak
być, przepraszam… -i w tym momencie on pocałował mnie w policzek, a ja się
uspokoiłam i lekko uśmiechnęłam. Powiedziałam mu wtedy, że mi się podoba i w
ogóle. On się uśmiechnął, widziałam, że chciał się o coś zapytać, ale wycofał
się – No co chciałeś powiedzieć?
- Już nic.
- No, ale co?
- Chciałem
się zapytać czy poszłabyś ze mną w Niedzielę na urodziny do kumpla?, bo nie
chcę iść sam.
- Hmmmmm? Dobrze.
- No ale…
- Co?
- Umówiłaś
się przecież z Kieranem – wtedy z zawstydzeniem opuścił głowę i jego rogalik
przekształcił się w linie prostą.
-To nic! Powiem mu, że nie mogę…to kolega, na
pewno zrozumie..
- No nie
wiem czy kolega, widziałem jak się na Ciebie patrzy – odpowiedział ze smutkiem
Liam, ja natomiast powiedziałam , że porozmawiam o tym z Kieranem.Po upływie
pewnego czasu, uznałam, że powinnam już wracać do domu. Liam zaproponował
mi, że mnie odprowadzi , ponieważ nadal trochę kulałam. Zgodziłam się … przy
skrzyżowaniu musiałam się z nim pożegnać, chociaż nalegał, żeby podprowadzić
mnie pod klatkę, jednak nie chciałam mieć w domu niepotrzebnych pytań od
rodziców.
Gdy wróciłam
do domu moja mama już była. Podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła, przeprosiła, ze tak bez słowa
wyszła. Powiedziałam , że nic się nie stało
i że to i tak moja wina.
I właśnie
tak ten beznadziejny dzień zamienił się w mój najlepszy.
I jak? Mi się strasznie podoba ^^ Zostawcie jakiś znak to może uda nam się wyżrebić kontynuację :)
xx Werka
Nieziemskiiiiiiiiiii
OdpowiedzUsuń