poniedziałek, 7 lipca 2014

#94 Harry - część 1

 Hej!
Nie wiem, co powiedzieć " przepraszam", ale czy to wystarczy? Chyba nie... Naprawdę bardzo mi przykro, że się jednak nie sprawdziłam w tym wszystkim... Wiem, że uważaliście, że będę bardziej, no nie wiem, "punktualna"? Jeśli mogę tak powiedzieć...
Zawaliłam sprawę, ale to nie moja wina... chociaż nikogo nie obarczam swoimi problemami w życiu. Nie zdziwię się, jeśli zostanę "wywalona" lub coś innego. Przepraszam wszystkich, a najbardziej załogę, za to, że Was zawiodłam. :(
A tak na marginesie, życzę Wam udanych wakacji, nie takich, jak u mnie... :)

Eleanor Jane Calder i Louis William Tomlinson mają przyjemność zaprosić T.I. T.N. na uroczystość zaślubin, która odbędzie się dnia ..., o godz. 12:30 w...
 Zaproszenie w mgnieniu oka wylądowało w koszu na śmieci. Tak, Louis się żeni... Ha! Dziwne, że w ogóle przypomniał sobie, że na świecie istnieje jeszcze ktoś taki, jak ja. Myślałam, że ostatnią rzeczą, jaką zrobią razem z tą swoją Eleanor, to zapraszanie mnie na swój ślub. Jak widać, czasami pozory mylą. Nie, jak on śmiał w ogóle Mnie zapraszać?! Nie pomyślał w ogóle, że będę to w jakiś sposób przeżywać... chociaż on nigdy nie myślał, ja wiedziałam to od razu. Szkoda, że El... a zresztą nieważne i tak tam nie pójdę! Chociaż, czemu nie... T.I.! Ty idiotko, nie pamiętasz, co on ci zrobił? Chyba nie łatwo zapomnieć, jak nakryłaś go z tą szmirą... w dzień WASZEGO ślubu! Trudno nie przypomnieć sobie, ile łez wtedy wylałaś, ile przekleństw wypowiedziałaś, w ogóle, jaka wtedy byłaś. I co? Teraz, ot, tak sobie pójdziesz na jego wesele? Chyba po moim trupie...
  W sumie, jeśli pójdę, to pokażę, że jestem twarda i że jego "miłość" do mnie nic dla mnie nie znaczyła. Pff! Wtedy to by się chyba oboje zdziwili. Ha! Jeszcze większe zdziwienie nastąpiłoby, gdybym miała osobę towarzyszącą lub na weselu poznała kogoś interesującego... W sumie, to co mi stoi na przeszkodzie? Jestem młoda, chyba ładna i do najgrubszych nie należę. Widać, ile się namęczyłam w przeszłości, żeby zdobyć serce takiego gbura, jak Louis, ale to już było i nie wróci więcej...
  Kolejna kwestia, w co się ubrać... zaraz, zaraz... jak się zaprezentować- to już chyba lepiej brzmi. Jak już mówiłam, do najbrzydszych ( chyba) nie należę, ale co mi z tego? Eleanor jest zapewne milion razy ładniejsza, zgrabniejsza... No na pewno lepsza, skoro udało jej się udobruchać takiego egoistę, jak Tomlinson. Naprawdę, nie wiem, jak ona to zrobiła... ale odchodzę od tematu. Mam do wyboru tyle stylów, ale który będzie najlepszy? Nie wiem, może tak, jak zwykle, czyli prosto i elegancko, ale wtedy pomyślą sobie, że nadal jestem "szarą myszką". Oczywiście, niech nie oczekują, że od razy będę się chwalić tyłkiem, a na twarzy będzie tona tapety, a ja będę się chwiać z powodu wysokich obcasów. Co to, to nie! Trzeba w sobie coś po prostu zmienić, tylko co? W szafie pustki - mówię do 20 par butów, 30 sukienek itd... Wszystkiego jest dużo, aż za dużo...
  Taki partner na weselu dobrze by mi zrobił. Poprawił by trochę samoocenę i w ogóle wszyscy by mówili "WOW! T.I. ma kogoś". Czy to tak trudno zrozumieć, że ja nie będę całe życie zależna od Louisa? No tak, jestem mu chyba winna jakieś podziękowania, bo w sumie dzięki niemu i tylko niemu ( chyba da się tutaj wyczuć lekki sarkazm?) zostałam tą modelką i każdy myśli, że leże tylko na plażach w Miami, piję kolorowe drinki i jem, co mi się chce, a jak zjem czegoś za dużo i gdzie nie gdzie mi przybędzie, to od razy trafiam na stół... może takie życie byłoby i fajne?
  Może wprawię ich w zdumienie, kiedy przyjadę jakimś ekskluzywnym wozem? Tak, to byłby czad! Wszyscy sobie stoją u bram klasztoru, a ja nadjeżdżam z zawrotną prędkością, na siedzeniu obok siedzi jakiś opalony muskularny blondyn... nie, szatyn o przenikliwych oczach, a teraz będzie najlepsze. Powiedzmy, że przed owym dniem trochę padało... niestety nie umiem dobrze hamować swoim mega autem i oczywiście niechcący ubrudziłam błotem białą suknię panny młodej... Na samą myśl o czymś takim czuję euforię... tylko skąd wziąć samochód? No sorki, ja w kilka dni nie będę kupować samochodu, nie dla nich, ale limuzyną, czemu nie? Zaraz, a kiedy w ogóle jest te wesele?

...
- Och T.I., naprawdę cieszymy się razem z Louisem, że jednak przyjedziesz na nasz ślub. - tak na pewno, pewnie w duchu myślicie sobie ,, o Jezu, znowu ona..."- Dobrze będzie umocnić więzy przyjaźni. To nam wszystkim dobrze zrobi. - kurde, skąd ona bierze te teksty. Nie wiem, moim zdaniem już Kubuś Puchatek mądrzej gada...- Co ty na to, żeby przyjechać wcześniej? Wynajmiemy ci hotel, wszystko na nasz koszt...- och nie mówcie mi, że będziecie tacy "hojni", naprawdę nie trzeba- To jak, zgadzasz się?-
-Nie... oczywiście nie zrozumcie mnie źle, po prostu muszę coś jeszcze zrobić.- co ja w ogóle gadam? Na mózg mi się już powoli rzuca, doprawdy...
-Ok, jak chcesz. Mam nadzieję, że wiesz, gdzie i kiedy się stawić?-
-Tak. Tak.- chyba jednak nie...
-To wspaniale. Nie możemy się już ciebie doczekać. Papa!- cmoknęła głośno do słuchawki. To były chyba najgorsze dwie sekundy w moim życiu. Może nie było to zbyt kulturalne, ale po cichu wytarłam słuchawkę o rąbek firanki.
  Uff! Najgorsze już chyba minęło. Od kiedy to panienka El zaczęła wypowiadać się w liczbie mnogiej? WOW! Dziwne, że Louis jeszcze to wytrzymuje, gdybym ja tak zrobiła, to chyba od razu by mnie... Widocznie El to El, a ja to T.I., co tu zrobić? Nic, tylko leżeć i płakać, jak wariatka.
  Trzeba się powoli pakować, przecież to niedługo, a ja jak zwykle nieprzygotowana. To tak, milion sukienek, miliard par butów... czy nie za mało? Chyba nie, ale co, jak będzie brzydka pogoda? Z każdym dniem coraz bardziej wydaje mi się, że moja decyzja była  najgorszą, jaką kiedykolwiek mogłam podjąć. Przecież ja ich nie lubię, a mimo tego pcham się na ten ślub. Chociaż, to oni mnie zaprosili, ale wygląda na to, że z czystej grzeczności. Zapewne matka Louisa nie dałaby mu żyć, gdyby nie zaprosił mnie, słynnej T.I., która codziennie piekła dla jej syna ciasto marchewkowe i w ogóle była miód malina! Boże, oby tylko był tam ktoś normalny... błagam...

...
Witam wszystkich! Właśnie robię z siebie kompletną idiotkę! Jesteście ciekawi, co czeka mnie dalej... Bo najważniejsze to mieć do siebie dystans, tak? Ok, mi to pasuje. No to tak, trzeba się do czegoś przyczepić, tylko najgorsze jest to, że nie było kompletnie do niczego! Tak, dobrze widzicie, to miejsce było wprost bajeczne. Wszystko, oczywiście mowa tu o klasztorze, było spowite bielą, to wyglądało tak pięknie. Brama, niestety bez mojego samochodu, ale naprawdę o mało nie spaliłam się, tylko nie wiem z czego, czy ze wstydu, czy z gniewu. No więc, powieszony był tam transparent, na którym wielkimi i niemalże neonowymi literami napisane było:
ZAKĄTEK PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI
 Ogarnęła mnie furia i gdyby nie to, że była w zbyt niekomfortowej sukience, to chyba porwałabym to coś na strzępy. Normalnie takie coś wzbudziłoby we mnie inne odczucia, nie wiem, może coś w stylu "Och, jak słodko", ale nie tym razem, o nie! Gdyby oni wiedzieli, co to jest prawdziwa miłość... Nie mówię, że się nie kochają, ale... no... chyba wiecie, o co mi dokładnie chodzi.
  Wszystko, czego pragnęłam, to znaleźć się w końcu w tym klasztorze i odczekać to wszystko. Będzie buzi-buzi i po sprawie. Dopiero teraz poczułam, że mam cholernie niewygodne obcasy, chyba o kilka cm za wysokie. Poczułam, że powoli tracę równowagę... ale znowu stałam jak wryta, kolejny krok i tak przez kilka chwil. No i co teraz? Innych butów nie mam... to znaczy mam, ale nie tutaj, w hotelu. Boże, czy ja zawsze muszę być taka głupia, naiwna?! Dobra, T.I. spokojnie, jeden krok, drugi, trzeci...
-Mam cię- o mały włos od tragedii, jak się to często mawia. Gdyby nie ten ktoś, już dawno leżałabym w błocie, a przecież to ona miała...
-Wydaje mi się, że te buty nie należą do najwygodniejszych- muszę przyznać, że na początku nie zwracałam na to uwagi, ale, o matko! Nie wiem, co mam powiedzieć... Chyba ujrzałam anioła, nie lepiej, boga... Jego oczy przeszywały mnie wskroś, loki lekko muskały twarz, a jego dłonie...
-Jestem Harry, a ty?- powoli odzyskiwałam równowagę, otrzepałam suknię z niewidzialnego kurzu i... zaraz, Harry?
-Miło mi cię poznać, ymm... jestem T.I.- podałam mu dłoń, a on niespodziewanie złożył na niej mokry pocałunek.
-T.I.? Ciekawe imię, chyba nie jesteś stąd?-
-Nie... to znaczy tak... długo by opowiadać-
-Czy cała noc wystarczy, panno T.I.?- popatrzył się na mnie "tym wzrokiem". Nie wiem czemu, ale chciałam po prostu się na niego rzucić, pocałować, poczuć go...
  Nagle zabił dzwon. Mordercze palpitacje mojego serca nie ustały. Czułam to ciepło, to chłód. Odwróciłam wzrok, bo na mojej twarzy po woli pojawiał się rumieniec. Kim on w ogóle był? Louis nigdy nie wspominał o jakimś Harrym, chociaż, może i mówił, tylko ja nie słuchałam... Nagle nadjechała biała limuzyna. Wysiedli z niej panna młoda z druhną. Muszę przyznać, że Louis miał gust. Eleanor wyglądała cudownie. Swoje długie włosy rozpuściła i pozostawiła w artystycznym nieładzie, na sobie miała prostą sukienkę, podkreślającą jej kształty. Czy ja jej zazdrościłam...
-Och, T.I. tak się cieszę, że ciebie widzę- dziewczyna rzuciła się na mnie, jak Reksio na szynkę, OK, przesadziłam-
-Ja też się cieszę, wyglądasz ślicznie- choć raz przyznam, że to była prawda, El zaskakiwała swoją angielską urodą.
-Ty wyglądasz równie zjawiskowo. O.. widzę, że poznałaś już Harry'ego?- wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Hello? O co tutaj chodzi?
-Tak, T.I. wpadła na mnie, dosłownie- i znowu on to robi, tylko jak...
...
-...jesteście mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą- po klasztorze rozbrzmiała fala oklasków. Młodzi całowali się, wszyscy się cieszyli, oj, jak fajnie, wszyscy oprócz mnie. Niby każdy był skupiony na Tomlinsonach, ale ja i tak czułam czyiś wzrok na sobie, to nie było zbyt przyjemne.
  Wszyscy wychodząc z klasztoru zaczepiali się niemalże o własne stopy. No kurde, człowiek sobie idzie, a tu nagle wyrasta ci jakiś chłopak, w dodatku blondyn...
-Wybacz, zapatrzyłem się- no co ty kurde nie powiesz? Ja też się zapatrzyłam. W ogóle, co to za gadka?- Jestem Niall, a ty?- Niall? Hm.. ciekawe imię...
-Jestem T.I.- chłopak wywalił takie oczyska, jakby mu miały wylecieć z orbit. Kurcze, co jest takie dziwne w moim imieniu, takie normalne, Polskie...
-To ty jesteś T.I.- nie, jestem Michael Jackson-
-Tak. Wydaje mi się, że tak, a o co chodzi?-
-Nie nic, po prostu fajnie jest poznać eks Tomlinsona. Wiesz, Louis cały czas o tobie gadał...-
-Czekaj, czekaj... chcesz mi wmówić, że Louis Tomlinson...-
-Opowiada o tobie, tak.- ciekawe kurde, co...- Nie martw się, nic głupiego. On cały czas ciebie chwali. Nawet wczoraj mówił, że jego mądra i wspaniała T.I. specjalnie przyjedzie na wesele- OK, coś tu jest szczerze nie tak, ale nie będę już niczego mówić, trzeba znaleźć ich...

-No to tak, kochani, życzę wam wszystkiego, o czym marzycie. Wiele dzieci i w ogóle, szczęścia w życiu. Żebyście się całe życie kochali i byli wierni- nie wiedząc czemu, akurat na słowo "wierni" użyłam najtwardszego tonu głosu- No i... Wszystkiego Najlepszego na nowej drodze życia!- to było chyba największe osiągnięcie w moim życiu. Mój (eks) chłopak się żeni, a ja umiałam coś powiedzieć. W ogóle, jestem odważna, bo przyjechałam tutaj i jestem. Wyściskałam och obojga. Louisa może trochę lżej, ale poczułam ulgę, bo wiedziałam, że oni są szczęśliwi, w końcu któreś z nas odnalazło szczęście. Łza zakręciła się w moim oku.
...
- Możesz mi powiedzieć o sobie?- ujął mnie tym pytaniem. Tak, jakby za wszelką cenę chciał się czegoś o mnie dowiedzieć. Muzyka była powolna, romantyczna...
-Zależy, co chcesz o mnie wiedzieć- przysunął mnie bliżej do siebie i mruknął czule do ucha - Wszystko- czułam, że promienieję, że znowu jestem zakochana. Harry zakręcił mną niczym specjalista, a ja lekko musnęłam dłonią jego twarz. Chłopak pochylił się nade mną i złożył czuły pocałunek, który powoli zamieniał się w coś namiętnego.
-Nie uważasz, że to zbyt szybko?-
-Nie, a czemu?-
-Nie wiem-
-Czyli, ty tego nie chcesz?-
-Chcę, i to bardzo, a ty czegoś chcesz?-
-Nie musisz robić niczego, tylko mnie kochaj- i kolejny czuły pocałunek, który miał już być wiecznością, moją. Każde z nas odnalazło w końcu szczęście, ja go pokochałam, może tak nagle, ale zawsze jakoś... zakątek prawdziwej miłości...
xxOla

5 komentarzy:

  1. Taki troche ugh pomieszany ale daj 2 część bedzie super (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ups! :) Właśnie dopiero zobaczyłam, że nie dopisałam tego, iż jest to na razie 1 część. :) Dzięki za przypomnienie. :*

      Usuń
  2. Cześć! Chciałam Cię poinformować że zostałaś nominowana do Liebster Blog Award ;)
    http://imaginy-o-5sos.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś mi się wydaje, że El i Harry coś knują. Harry pewnie ma ją tylko uwieść, a ona się w nim zakochała...
    Czekam..:*

    OdpowiedzUsuń
  4. super się zapowiada :)
    + zapraszam do mnie na ff o Harrym :) rozdział pierwszy pojawi się już jutro! :D http://heat-me-harry-styles-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń