Jesień ... Piękna pora roku. Zielone liście po lecie zamieniają się w
różnokolorowe bukiety, z czasem opadając na ziemie. Dzisiejszy dzień
jest dla mnie odpoczynkiem po ciężkiej pracy minionego tygodnia. Mając
pustą lodówkę postanowiłam wybrać się na zakupy. Wzięłam ciepłą kąpiel,
umyłam włosy, następnie je susząc. Wybrałam odpowiedni ubiór,
wykonałam szybki make-up i gotowa wsiadłam do swojego samochodu.
Przedarłam się przez miasto i zaparkowałam pod centrum handlowym. Mając
wszystkie produkty w koszyku, udałam się do kasy.
-Dziękuję bardzo - skierowałam do ekspedientki i odeszłam w stronę parkingu.
Z
rozmyśleń wyrwał mnie męski głos wołający o pomoc. W ekspresowym tempie
wrzuciłam zakupy do samochodu i pobiegłam w stronę krzyku. Z daleka
ujrzałam duży tłum gapiów. Coś musiało się stać.
-Proszę się odsunąć ! - Skierowałam do ludzi, ale nawet nie drgnęli.
-Odsuń się ! - Szarpnęłam mężczyznę i wtedy raczył się przesunąć.
Od razu pochyliłam się nad kobietą, koło której stał ? Chyba jej chłopak lub mąż ? Nie wiem. To teraz nieistotne.
-Co się stało ? - Spytałam bruneta, który przytrzymywał nieprzytomną.
-Szła przede mną i nagle upadła - Z trudem wypowiadał słowa.
-Dzwoń po pogotowie ! - Rozkazałam kobiecie z kręgu 'widzów'
-Ile ma lat ? Jest w ciąży ? Choruje na coś ? Bierze jakieś lekarstwa ? - Zadawałam pytania.
-21. Nie jest. Nie choruje na nic i nie przyjmuje żadnych lekarstw - Chłopak płakał.
Sprawdziłam jej oddech i był niewyczuwalny podobnie jak tętno. Podjęłam się akcji resuscytacji.
30
ucisków i 2 wdechy, które wykonywał jej chłopak. Nie przestawałam
uciskać klatki piersiowej aż do przyjazdu znajomych mi osób.
-[T.I] jedziesz z nami - Oznajmił Michael.
-Dokąd ją zabieracie ?! - Pytał brunet.
-Do Szpitala św. Tomasza w Lambeth.
W
karetce cały czas trwała akcja ratownicza. Nie odzyskiwała choć na
moment tętna. Trochę smutne. Młoda kobieta, a spotkała ją taka tragedia.
W szpitalu od razu podjęłam decyzję o przewiezieniu pacjentki na salę
operacyjną w celu sprawdzenia co zapoczątkowało utratę świadomości.
Przygotowana i wysterylizowana przeszłam na salę. Badana została
podłączona do respiratora, a ja z pomocą anestezjologa zabrałam się za
rozcięcie klatki piersiowej. Z przerażeniem patrzyłam na to co działo
się pod skórą kobiety. Operacja trwała prawie cztery godziny. Opuściłam
salę, przed którą czekał brunet z parkingu.
-Co z Sophią ? Proszę powiedz mi co się jej stało ? - Dopytywał niecierpliwie.
-Jak masz na imię ? - Spytałam
-Liam - Odparł.
-Zatem Liam. Pozwól do mojego gabinetu. Wszystko Ci opowiem. - Wskazałam ręką przed siebie.
-Siadaj proszę - Skinęłam na krzesło.
-Posłuchaj
Twoja dziewczyna.. Wykryłam u niej chłoniaka, który był przerzutem z
piersi. Usunąć takie nowotwory to bardzo trudna sztuka... - Przerwał mi.
-Czy ona żyje ? - Patrzył z przerażeniem.
Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
-Robiliśmy wszystko co w naszej mocy. Krwawienie jakie powstało... Przykro mi Liam - Przełknęłam ślinę, czując gulę w gardle.
To
takie niesprawiedliwe. Jestem starsza od niej zaledwie trzy lata. Bóg
zabrał ją do siebie tak szybko. Dlaczego ? To straszne kiedy muszę
przekazać rodzinie naszym pacjentom tak przygnębiające wiadomości.
Chłopak
przyjmując pomału do siebie co powiedziałam wstał i wyszedł z
pomieszczenia. Odprowadziłam go wzrokiem i ciężko wypuściłam powietrze,
by opaść z emocji. Piękny, wolny dzień mi się trafił - pomyślałam i
załatwiając wszystkie potrzebne dokumenty poszłam do ordynatora.
Zapukałam delikatnie i słysząc pozwolenie na wejście zasiadłam na krześle przed biurkiem przełożonego.
-Szefie mam pytanie i prośbę zarazem - Odezwałam się.
-Słucham [T.I] - Przerwał pisanie.
-Mogę prosić tydzień wolnego ? - Smutno patrzyłam przed siebie.
-Dlatego
Cię wezwałem. To była moja propozycja. Tak. Daję Ci dwa tygodnie. Co
prawda jesteś jedną z najlepszych moich pracowników, ale poradzimy sobie
bez Ciebie - Uśmiechnął się i pożegnał.
Przejęta zamówiłam
taksówkę pod centrum handlowe, w celu zabrania swojego samochodu.
Przygnębiona pojechałam do domu. Bardzo współczuję temu chłopakowi. Musi
przeżywać teraz ciężkie chwile. Zmęczona wykąpałam się i usnęłam jak
dziecko. Jednak całą noc przebudzałam się i walczyłam z myślami, że
gdyby przeciąć inaczej zrogowacenie, że może gdyby podać inne leki, że
gdyby lepiej byłoby podłączyć dziewczynę tylko do respiratora....
Ok 5:00 wstałam i by odreagować ubrałam się i
wybiegłam z domu. Przemierzałam ulice Londynu, obserwując jak miasto i
jego mieszkańcy witają kolejny dzień. Przystanęłam w parku by złapać
oddech. Było cicho i spokojnie. Pusto z czego się cieszyłam. Chociaż nie
do końca. Na jednej z ławek siedział chłopak w kapturze. Wpatrywał się
tempo przed siebie. Zbliżając się do niego rozpoznałam Liama. W tym
momencie przed oczami ujrzałam wczorajszy dzień. Resuscytacja, szpital,
płaczący brunet, sala operacyjna i umierająca Sophia. Kilka łez spłynęło
po moim policzku. Odwróciłam się napięcie by nie spotkać wzroku
chłopaka.
-Zaczekaj - Usłyszałam za sobą.
Ponownie spojrzałam na Liama i czekałam na kolejny ruch.
-Chciałem podziękować - Spojrzał na mnie.
-Za co ? - Ze zdziwienia otwarłam buzie.
-Za to, że ją ratowałaś. Za to, że chciałaś jej pomóc - Westchnął
-To mój obowiązek - Nie wiedziałam jak wybrną z tej sytuacji.
-Nawet nie wiem jak masz na imię - Stanął koło mnie.
-[T.I] - Odparłam.
-Przepraszam Cię Liam ale muszę, muszę już iść - Złapałam się za kark i wyminęłam bruneta.
Patrząc
w jego oczy tak strasznie chciało mi się płakać. Widziałam rozpacz.
Musiał ją bardzo kochać. A może będę mogła mu w jakiś sposób pomóc ? -
Pytałam nie znając odpowiedzi...
Minęły dwa dni. Dziś pogrzeb
Sophi. Postanowiłam, że będę uczestniczyć w ceremonii. Stałam z boku
widząc łzy jej rodziny. Czy właśnie przeze mnie płaczą ? Sama uroniłam
kilka słonych kropel. Po złożeniu trumny na cmentarzu, został tylko
chłopak. Patrzyłam z daleka jak z nią rozmawia. Nie mogąc znieść tego
widoku wsiadłam w samochód i jak najszybciej chciałam znaleźć się w
domu.
Obwiniałam się za jej śmierć. Nie mogłam znieść myśli jakie
mną kierowały. Słysząc dźwięk stukotu w drzwi zwlekłam się z kanapy i
otwarłam.
-Co Ty tu robisz ? - Zdziwiona patrzyłam na Liama.
-Mogę wejść ? - Spytał.
-YY.. Tak proszę - Przepuściłam go i zaprosiłam do salonu.
-Chcę byś coś przeczytała - Wręczył mi do ręki kopertę.
-Co to jest ? - Wyciągnęłam kartkę papieru.
-Czytaj - Wyszeptał.
Drogi Liamie !
Jeżeli
czytasz ten list znaczy, że nie ma mnie już obok Ciebie. Jestem.., a
raczej byłam poważnie chora. Miałam chłoniaka. Lekarz powiedział, że
zostało mi niewiele czasu. Kiedy dojdzie do zatrzymania akcji serca -
nie da się mnie uratować ! Będzie to koniec. Pamiętaj kocham Cię ! Od
tej chwili opiekuje się Tobą z góry. Kiedy tylko będziesz chciał ze mną
porozmawiać, po prostu o mnie pomyśl. Zawszę będę koło Ciebie i będę
Twoim aniołem stróżem. Pamiętaj też coś jeszcze. Nie rób sobie krzywdy.
Proszę Cię o to ! Chcę byś ponownie się zakochał ! Chcę by kobieta,
którą pokochasz była żoną i matką Twoich dzieci. Bardzo Cię kocham !
Sophia...
Zaszklone
przez łzy oczy z ledwością doczytały ostatnie zdania listu. Opadłam na
kanapę. Poczułam, że i tak była to moja wina, że Sophia nie przeżyła.
Ogarnął mnie smutek. Nie potrafiłam się ruszyć...
-[T.I] nic Ci nie jest ? - Usiadł koło mnie.
-Proszę idź już - Ledwo wypowiedziałam słowa.
-Ale... - Przerwałam mu.
-Idź ! - Podniosłam głos.
Spojrzał
na mnie zmartwionym wzrokiem i wykonał podane polecenie. Stojąc w
przejściu odwrócił się by usłyszeć, że ma zostać. Jednak tak się nie
stało.
Przez całe pięć dni przesiedziałam w domu, rozmyślając nad
młodą dziewczyną. Cały czas mnie to gnębiło. Może pora zrobić coś
dzięki czemu chodź na chwilę odpocznę od natrętnych myśli...
Puściłam muzykę i zaczęłam od wysprzątania domu.
Najpierw kuchnia - umyte okno, szafki, wysprzątana lodówka, blaty.
Salon - okno , kurze, podłoga,
Łazienka - wanna, prysznic, podłoga, lustro
Podobnie było z resztą pomieszczeń.
Odświeżyłam
się i wybiegłam trochę pobiegać. Ta sama trasa co zawsze. Obowiązkowo
przystanek w parku. Zwolniłam kroku i na ławce ujrzałam Liama.
-Mogę - Wskazałam na siedzisko
-Proszę - Ukazał rząd idealnie śnieżnych zębów.
-Chciałabym przeprosić Cię za moje ostatnie zachowanie - Opuściłam głowę i teraz najatrakcyjniejszą rzeczą były moje buty
-Nie masz za co przepraszać. Chcę żebyś wiedziała, że to nie Twoja wina - Delikatnie pogłaskał mnie po dłoni.
Popatrzyłam
mu w oczy i nie mogłam przestać napawać się ich widokiem.
Hipnotyzowały. Były przepiękne. Otrzęsłam się z transu i kilkukrotnie
zamrugałam.
-Tak myślisz ? - Spytałam.
-Tak. To był czysty przypadek, że trafiło na Ciebie - Uniósł kąciki ust.
-Masz ochotę dzisiaj wieczorem na spacer ? - Po chwili milczenia zabrał głos.
-W sumie to nie mam żadnych planów. Chętnie - Przytaknęłam.
-Będę o 19:00 - Oznajmił.
-Nie mogę się doczekać - Pożegnałam się i pobiegłam w stronę domu.
Poszłam wziąć kąpiel. Umyłam włosy i namalowałam kreski eyeliner'em. Ubrałam
się i uczesałam wysoką kitkę. Poprawiając usta szminką usłyszałam
dzwonek do drzwi. Ostatnie spojrzenie w lustro. Jest perfekcyjnie.
-Witaj - Ujrzałam czerwoną różę.
-Hej, wejdź - Zaprosiłam chłopaka do środka.
-Proszę - Podał mi kwiatka.
-Dziękuję jest piękna. Wstawię ją do wazonu - Wyszłam do kuchni.
-To co ? Idziemy ? - Spytałam.
-Tak, jasne - Ubrałam buty i zakluczyłam dom.
Z
każdym zdaniem zamienionym z Liamem stawałam się bardziej otwarta w
stosunku do jego osoby. Miło nam się rozmawiało. Na prawdę świetny z
niego chłopak. Nim się zorientowaliśmy Big-Ben wybijał północ.
-Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. Był to jeden z najmilej spędzonych przeze mnie wieczorów - Uśmiechnęłam się.
-Ja też dziękuję. Do zobaczenia - Pożegnał się buziakiem i widziałam już tylko rozmazującą się sylwetkę w ciemnościach ulicy.
Dni
mijały, a każdy z nich w ten sam sposób. Mianowicie spacery z Liamem,
wyjście do kina, oglądanie wspólnie telewizji. Dzięki brunetowi nie
nudziłam się, a urlop zleciał szybciej niż myślałam.Nie wiem czy to
możliwe, by w tak krótkim czasie poczuć coś do drugiej osoby ale
zakochiwałam się w Payne.
Zaczęły się dyżury, a wraz z nimi opady
śniegu. U bruneta było podobnie - kilka koncertów przed świętami i
wywiady. Tęskniłam za nim. Stał się dla mnie kimś bliskim, a nasze
zawody w tej chwili nie pozwalały na spotkania. Miałam dziś nockę.
Przeglądałam kartę pacjentki spod 8. W kieszeni poczułam wibracje.
-Halo ? - Uśmiechnęłam się na sam widok nazwy dzwoniącego.
-Hej. Co słychać ? - Pytał, chodź wyczułam w jego głosie niepokój.
-Wszystko w porządku. A u Ciebie ? Mam wrażenie jakbyś był czymś zmartwiony - Zaniepokoiłam się
-Też jest okey. Jestem po prostu trochę zmęczony - Wyjaśnił.
-No dobrze. Kiedy wracacie z Włoch ? - Entuzjastycznie pisnęłam.
-Za
jakieś dwa tygodnie. Po drodze mamy jeszcze trzy koncerty w Monako -
Albo faktycznie to zmęczenie albo coś poważnego go trapi.
-Liam na pewno wszystko w porządku ? - Zapytałam ponownie.
-Tak [T.I]. Wszystko gra. Muszę kończyć, chłopaki mnie wołają. Jeszcze się odezwę pa - Rozłączył się.
Perspektywa Liama
Matko jak kobiety to robią, że domyślą się wszystkiego po głosie w słuchawce. Są czasami przerażające.
-Hej Daddy rozmawiałeś z nią ? - Do pokoju weszli chłopacy.
-Tak - Oznajmiłem.
-I jak zareagowała ? - Dopytywał Harry.
-Nie powiedziałem jej - Przyznałem.
-Dlaczego ? - Tym razem zerwał się Niall do odpowiedzi.
-Nie
potrafię. Boję się. To dziwne ale zakochałem się w niej w przeciągu
dwóch tygodni. Weźmie mnie za jakiegoś kretyna. Tym bardziej, że w ten
czas zmarła Sophia - Posmutniałem.
-Hej Liam. Nie smuć się. A może to właśnie dzięki Sophi tak szybko pokochałeś [T.I] - Louis mnie pocieszał.
-Może i tak - Popatrzyłem na przyjaciół.
-Mam
pomysł. Może zróbmy w tym roku wigilię u jednego z nas, a Ty przyjdź z
[T.I]. Poznamy się, porozmawiamy. To chyba będzie idealny czas być
powiedział jej co czujesz. No nie ? - Tomlinson zaczął nas szokować.
-Niegłupi ten Twój pomysł - Odparł Niall.
Później nie słuchałem ich przepychanek i wróciłem myślami do czerwonowłosej pani chirurg.
Perspektywa [T.I]
Dzisiaj przyjeżdżają chłopacy z Monako. Jestem podekscytowana, bo w końcu zobaczę Liama.
Dlaczego
cieszę się tak na jego widok ? No tak zauroczyłam... nie zakochałam się
w nim. Ale czy to normalne ? Przecież niedawno chłopak przeżywał
tragedię, a ja... To bez sensu. Za krótko się znamy. Poza tym nawet nie
wiem co on sądzi o mnie.
-Pani doktor ! Jest pani proszona do pokoju zabiegowego - Oznajmił mi pielęgniarz.
-Już idę - Przerwałam rozmyślenia na temat bruneta i udałam się do sali nr 21.
-Witam - Przywitałam się z doktorem Johnem.
-Witaj, mam tu pacjentkę, 6 lat, zrogowacenie na kości ogonowej. Możesz zerknąć ? - Spytał.
-Jasne - Założyłam rękawiczki i przeszłam do pomieszczenia obok.
-Dzień dobry. Mam na imię [T.I]. Co się dzieję skarbie ? - Popatrzyłam na dziewczynkę.
-Bardzo boli mnie tu - Wskazała na pośladek.
-Mogę spojrzeć co cię tam boli ? - Słodko się uśmiechnęłam.
-A nie będzie bardziej bolało - Była zmartwiona.
-Obiecuję, że nie - Podniosłam w górę palce.
Po zbadaniu dzielnej pacjentki, bez prześwietlenia mogłam postawić diagnozę. Zaprosiłam mamę dziewczynki do swojego gabinetu.
-Nie
mam dobrych wieści jeżeli chodzi o operacje. Jest konieczna. Ale są też
dobre. Zabieg nie należy do skomplikowanych. U pani córki bez trudu
wykryłam przetokę. Upadła może w ostatnim czasie na pupę, bądź uderzyła
się w to miejsce ? - Oznajmiłam ?
-Tak, ma pani rację. Przewróciła się niedawno - Pokiwała głową.
-Zatem złożymy wszystkie dokumenty i możemy już dzisiaj przyjąć ją na oddział - Wytłumaczyłam.
Trzy godziny później opuszczałam mury szpitalne. W torebce szukałam kluczyków samochodowych.
-Mam - Wyszeptałam i nie widząc osoby przede mną wpadłam jej wprost w ramiona.
-No wiesz [T.I] nie tak przy wszystkich - Od razu rozpoznałam ten głos
-Liam - Zawiesiłam mu ręce na szyi.
-Ciebie też miło widzieć - Odparł.
Pojechaliśmy
do mnie. Zrobiłam nam ciepłe kakao i nawzajem opowiadaliśmy co
wydarzyło się przez te dwa tygodnie rozłąki. Nie zdająca sobie z niczego
sprawy zasnęłam chłopakowi na kolanach.
Rano obudził mnie zapach
naleśników. Cichutko zeszłam z sypialni do kuchni i widziałam jak w
samych spodniach brunet przygotowuje śniadanie. Pewnie napawałabym się
widokiem jego wyrzeźbionego ciała dłużej, gdyby nie fakt, że mnie
zauważył.
-Witaj śpiochu - Zaśmiał się.
-Dzień dobry - Usiadłam przy kuchennej wysepce.
-Proszę - Podał mi talerz smakołyków.
-Dziękuję - Posmakowałam pierwszego kęsa.
-Chciałbym z Tobą o czymś porozmawiać - Stał się poważny.
-Coś się stało ? - Odłożyłam kawę.
-Jak spędzasz święta ? - Ulżyło mi.
-Sama, dlaczego pytasz ? - Zastanawiałam się co kombinuję.
-Już nie - Zaśmiał się.
-Jak to ? - Uniosłam brwi.
-Zapraszam Cię do siebie. Będzie jeszcze Lou, Harry i Niall - Upił łyk napoju.
-Niee. Daj spokój. Znacie się, chcecie spędzić je wspólnie. Mnie tam nie potrzebujecie - Podrapałam się po karku.
-Właśnie chcemy je spędzić wspólnie z Tobą. Z resztą chłopacy sami to zaproponowali - Czyli o mnie rozmawiali ?
-Echh..
No dobra, ale pomogę w przygotowaniu wszystkiego i nawet nie chcę
słyszeć słowa nie, bo nie przyjdę - Zagroziłam mu palcem.
-No zgoda no - Z grymasem, ale się zgodził.
Po śniadaniu umówiliśmy się z chłopakami. Trochę się denerwuję bo to moje pierwsze spotkanie z nimi.
Gotowa czekałam na Liama.
-Witaj ponownie - Zaśmiał się.
-Hej - Obdarowałam go całusem w policzek.
-Wyglądasz podobnie do... Nieważne. Możemy jechać ? - Spytał.
-Tak. - Odparłam.
W samochodzie zastanawiałam się co miał na mysli, porównując mnie do kogoś ? Może mam podobne ubranie do Sophii ?
Po 20 minutach podjechaliśmy pod dom chłopaków.
-Chłopaki jesteśmy ! - Krzyknął.
Po chwili w korytarzu zjawiło się trzech młodych mężczyzn.
-To jest [T.I] - Przedstawił mnie, a ja nieśmiało pokiwałam im.
-No Liam, mówiłeś, że jest piękna i nie kłamałeś - Uniósł brwi chłopak o zielonych oczach.
-Styles przestań i się zachowuj - Uderzył go w ramię blondyn.
-Jestem Niall, to Harry,a to Louis, który nie wiadomo czemu nic nie mówi - Przeniosłam wzrok na Tomlinsona i zamarłam .......
xxx Zuza ;)
Jaki super ♥ na początku było troszkę smutno, ale fajnie się skończyło. Mam nadzieję, że będzie kolejna część :* ~ Vici
OdpowiedzUsuńJa też mam taką nadzieję!
OdpowiedzUsuńSuper imagin
Czekam na więcej!
O mamusiu cudowny ale czekam na kolejną część ;*
OdpowiedzUsuń