czwartek, 15 maja 2014

#86 Zayn

Hejka!
Przepraszam, że imagin taki denny, ale mam trochę problemów z kompem, a na komórce pisanie idzie mi trochę ( trochę bardzo) źle. 


- T.I. proszę ciebie, uspokój się!- mówił przez zaciśnięte zęby Malik. Wyglądał na wyraźnie wkurzonego. 
-Tak, dobrze ci mówić! Ty i tak znając życie zwiejesz stąd i zostawisz mnie z tym wszystkim samą!-
-O co ci chodzi, T.I. przecież wiesz, że nigdy bym czegoś takiego nie zrobił-
-Tak, a może zapytałeś się mnie kiedyś, czy ja nadal chcę TO robić?-
-Nie no, słonko, nie mów mi, że teraz nagle zaczęłaś się przejmować tym wszystkim?-
-Nie teraz, ja się tym przejmuję od samego początku-
-Oh, nie marudź, tylko łap linę- chłopak zwinnie rzucił ją do mnie.
-A co jeśli nas nakryją?-
-Jeszcze nigdy nie nakryli i nie nakryją. Przestań w końcu marudzić i bierz się do roboty!- jego słowa z każdym napadem brzmiały jak rozkaz. Tak, ja T.I. T.N. byłam złodziejką i to niezłą. Jak to o nas mówią : Nie ma takiej rzeczy, której byśmy nie ukradli? W sumie jest to trochę prawdą, bo nie mogę się już połapać, co udało się nam obrabować...
-No ruchy, bo zaraz zjadą się gliny i będzie po zabawie- na jego słowa zaczęłam powoli skradać się wzdłuż ciemnego korytarza. W pasie miałam przywiązaną linę, w razie jakiś komplikacji. Szłam... nie wiadomo po co... Zayn uważał, że jest tutaj coś bardzo drogocennego, coś do jego kolekcji. Czasami wydawało mi się, że woli te złote cudeńka ode mnie. Niby mówił mi, że mnie kocha i że życie by za mnie oddał, ale... może kłamał?
  Spojrzałam ukradkiem na okno. Zaciekawił mnie kolorowy błysk. Niebieski, a potem czerwony... Zaraz, o nie! Nagle rozległy się głosy syren policyjnych, miałam trudny wybór. Albo iść do Zayna, albo iść dalej, chociaż jedna i druga opcja była beznadziejna.
  Wtem usłyszałam strzały i... ciało Malika bezwładnie leżące na asfalcie. Łzy automatycznie spłynęły po moich policzkach. Widziałam tylko mgłę... biegłam nie wiadomo gdzie... chciałam być przy nim...

-Mamo, kto tutaj leży?- moja mała córka postawiła biały znicz na na gróbku.
-Kochanie, tutaj jest twój tato-
-A co się z nim stało?-
-Zbyt długo by tu opowiadać- uśmiechnęłam się do swojej córki i objęłam ją ramieniem. Spojrzałam w niebo i ujrzałam jego. Wydawało mi się, jakby mówił ,,W końcu znalazłem swój największy skarb, dziękuję"...
 

- I tak oto potoczyło się moje życie. Kocham go nadal, mam z nim córkę i mimo iż go nie ma, to ja nadal czuję jego obecność- wokół panowała nieprzyjemna aura. Leżałam na łóżku szpitalnym, a przy moim boku stała lekarka.
-Rozumiem, że go kochasz, ale T.I. twoja córka nie żyje, musisz się z tym pogodzić- spojrzała na mnie ze smutkiem i żalem.
-Ona nadal żyje, tutaj- pokazałam na swoje serce.
-Gdybyś czegoś potrzebowała, to zadzwoń dzwonkiem- lekarka pospiesznie odeszła.
  Spojrzałam na kalendarz, 15 maja, dzisiaj mija miesiąc od śmierci mojej córki. To straszne, że w jednej chwili tracisz ważne dla ciebie osoby, ale tak już musi być...
 A aparatura zaczęła wyć...

- Godzina zgonu?-
-22:30- tylko tyle usłyszałam, ale byłam już gdzie indziej... Byłam z nimi... razem.
                                                                                                                                                   xxOla


3 komentarze:

  1. Zostałaś nominowana do Libster Award. Więcej informacji tu: http://louistomlinson-darkangel.blogspot.com/2014/05/liebster-award-2.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały ;)

    OdpowiedzUsuń