Serio, przepraszam was, a i cześć! Miałam tak zwariowany tydzień, że szkoda gadać.. Ogólnie zamówienia już zacznę realizować od następnego postu. Zaniedbuje was i tak często już rozważam, na opuszczeniem tego bloga :( Jakoś mam świadomość, że nie jestem dobra w pisaniu i tak się zastanawiam i czasem dochodzę do wniosku, że to nie mój świat. Ale zobaczymy. Dzisiaj taki smutny Zayn. Miłego czytania ;* Ja was kocham mimo iż wy mnie nie..
Tak poza tym uwielbiam tą piosenkę, może i nie idealna, ale cóż :)
Chciałabym wam opowiedzieć historię mojej przyjaźni. Ale to była w sumie przyjaźń na zabój. Przechodziła wiele trudnych chwil, ale zawsze wychodziliśmy z tego cało. Jeśli można to tak powiedzieć. Mam na imię [tw.im.] i mam teraz dwadzieścia lat. Mieszkałam w Bradford. I byłam sąsiadką, a zarazem najlepszą przyjaciółką nijakiego Zayna Malika. Może znacie? Należał on do niedawna najsławniejszego zespołu ostatnich lat. Ale to wszystko się skończyło i mogę powiedzieć że to przeze mnie. Nadal uważam że to wszystko moja wina, ale chłopaki jak zwykle wmawiają mi zupełnie co innego. Więcej dowiecie się w przyszłości. Na razie chcę wrócić do dalszej przeszłości. Gdzie wszystko było takie łatwe. Gdzie dopiero wchodziłam w świat dorosłych. Gdzie byłam rozkapryszoną siedemnastolatką. Rano jak zwykle szłam do szkoły. Na przeciwko mnie mieszkał Zayn Malik. Mój przyjaciel. Zawsze razem chodziliśmy do budynku w którym podobno mieliśmy się edukować. Chociaż i tak później na nic nie dała ta "nauka". Codziennie przechodziliśmy obok kawiarenki do której zawsze wstępowaliśmy po szkole. Ja zawsze zamawiałam ciasto truskawkowe, a on czekoladowe. Zawsze przy tym mieliśmy dużo śmiechu. A on jak się śmiał świeciły się jego czekoladowe oczy. Delikatnie je przymrużał i często w tych momentach miał ze mną kontakt wzrokowy. Razem siedzieliśmy w ławce. Ja mu pomagałam w przedmiotach humanistycznych, on mi w przyrodniczych. Więc jakoś radziliśmy sobie. Po szkole jak już wiadomo chodziliśmy do kawiarenki później grzecznie wracaliśmy do domu. A tam codzienne obowiązki no i oczywiście nauka. Codzienna rutyna. Bywały również dni kiedy mieliśmy wolne wtedy nic nas nie powstrzymywało. Nasze wariacje nie miały końca. A tu biegaliśmy po parku, a tu penetrowaliśmy supermarkety. Lubiliśmy robić sobie zdjęcia z żywnością. Wiem to było głupie, ale przy tym mieliśmy masę zabawy! Potem wracaliśmy do mojego domu i jak dzieci piliśmy gorąca czekoladę. Tak mijały nam spokojne lata młodości. Do czasu kiedy Zayn wybrał się na casting do siódmej edycji x factora. Szczerze? Sama go tam wysyłałam, wiedziałam jakie ma marzenia i jaki ma cudowny głos. Chciałam, żeby chociaż jemu się udało. Ja miałam zwykłe marzenia. Polecieć do Paryża. Zwiedzić te cudowne miasto i wejść na wieżę Eiffla. Chciałam również zostać stylistką. Chociaż wiedziałam, że mi się nie uda. Zresztą nic nie robiłam w tym kierunku. Wracając do mojej historii. Zayn dostał się i tam połączyli go w zespół. Zaangażował się w to bardzo. Pisał czasem do mnie. Ale z dnia na dzień czułam, że tracę przyjaciela. Po roku już w ogóle nie pisał. Nie dawał znaku życia. Nawet na święta nie napisał czy żyje. Później znalazł sobie dziewczynę Perrie. Wydawała się na miłą osobę. Chociaż jej nie znałam. Ale cieszyłam się że mój były przyjaciel jest szczęśliwy. Ze mną również było lepiej. Na początku nie potrafiłam sobie poradzić. Nie miałam żadnych przyjaciół. Zawsze był tylko on i tylko on był mi potrzebny nikt inny. Znowu zaczęłam chodzić na imprezy. Poznałam kilku całkiem w porządku ludzi. Miałam już osiemnaście lat i znalazłam sobie pracę jako kelnerka. W tej samej kawiarni do której zawsze przychodziliśmy. Zmieniłam się. Przefarbowałam włosy. Zmieniłam styl ubioru. I znowu się zaczęło niedługo święta. W pracy duży ruch. Zamawiają ciasta. Ludzie przychodzą na gorąca czekoladę. I do naszej małej miejscowości na święta przyjechał on. Zayn i chłopaki mieli wolne. Tak mi się zdaje. Rano widziałam jak wyjmuje z taksówki swoje bagaże. Swoje i jego dziewczyny. Jego siostry po chwili wybiegły i przytuliły się do niego. Po przywitaniu się weszli do środka. Chyba już kompletnie o mnie zapomniał. Chwilę potem musiałam wyjść z domu do pracy. W sumie nie musiałam się jakoś za specjalnie maskować i tak by mnie nie poznał. Po około pięciu minutach byłam ma miejscu. Przywitałam się z moją przesympatyczną szefową Mary. Która jest właścicielką od początku i zna doskonale naszą historię. Mój humor tego dnia nie był najlepszy i Mary chyba domyśliła się o co chodzi poklepała mnie po ramieniu. Ja posłałam jej sztuczny uśmiech i poszłam się przebrać. Znowu był duży ruch. Niosłam właśnie kawę dla pewnej kobiety kiedy do kawiarni wszedł on z Perrie. Z rąk wyleciała mi filiżanka. Oczywiście wszyscy zwrócili wzrok ku mnie. Mary jak dobry anioł zjawiła się koło mnie. Szepneła tylko że posprząta za mnie mi kazała pójść przyjmować zamówienia. Wzięłam dwa głębokie wdechy i skupiłam się na wykonywanej pracy. Przyjęłam kilka zamówień i nadszedł ten moment kiedy musiałam przyjąć od nich zamówienie. Podeszłam do stolika i jak najbardziej próbowałam zachować się profesjonalnie:
-Czy mogę już przyjąć zamówienie?
-Tak - od tych dwóch lat znowu usłyszałam jego cudowny głos - ja poproszę ciasto czekoladowe - nerwowo bazgrałam po notatniku, chociaż nie musiałam tego pisać. Przecież to wiedziałam - a dla mojej dziewczyny cytrynowe - uśmiechnął się.
-Czy życzy sobie pan coś jeszcze?
-Nie to wszystko - tak nie poznał mnie. Już miałam odejść kiedy on się odezwał - przepraszam - odwróciłam się do niego.
-Tak słucham?
-Czy my się przypadkiem nie znamy?
-Nie, niedawno się tutaj wprowadziłam.
-Rozumiem. Przepraszam za problem po prostu jest pani do kogoś podobna - czyli jeszcze mnie pamięta? Możliwe. Mary podała im zamówienie i już po około piętnastu nie było ich w kawiarni. Późnym wieczorem wróciłam do domu. Niosłam ciasto które podarowała mi Mary. Cudowna kobieta. Weszłam do domu. I od progu wyczułam moją kochaną gorąca czekoladę. Weszłam uśmiechnięta do salonu mówiąc co ciekawego działo się dzisiaj w kawiarnii. Moja mama lubiła słuchać moje codzienne przeżycia w kawiarence. Dopiero po chwili zobaczyłam że mamy gości. Na sofie siedziała mama Zayna, on i Perrie no i oczywiście moja mama. Postawiłam nerwowo ciasto na blacie i wymyśliłam jakąś głupią historię po to aby tylko wyjść:
-Zostawiłam rękawiczki w kawiarence. I muszę po nie pójść, więc idę - już miałam wychodzić ale usłyszałam jego głos:
-[tw.im] doskonale wiem że kłamiesz. Za dobrze cię znam.
-A skąd wiesz? Zmieniłam się przez te dwa lata. I jakim prawem masz czelność mówić mi że kłamię? - nadal byłam na niego wkurzona, że nie odezwał się słowem - więc przepraszam, ale muszę wyjść! - wybiegłam z salonu i nerwowo trzasnęłam drzwiami. Byłam już na zewnątrz. Wyciągnęłam papierosa i zapaliłam go. Musiałam jakoś odreagować. Powoli ruszyłam przed siebie. Wybrałam dobrze znany mi kierunek. Do parku. Tam też mam wiele wspaniałych wspomnień. Usłyszałam za sobą głos. Znowu on:
-Ty palisz papierosy? - odwróciłam się w jego stronę.
-A co nie mogę? Nie jestem już małą dziewczynką! - patrzył na mnie. Widziałam ból na jego twarzy. Chociaż nie powinien się przejmować starą przyjaciółką. Ma nowych przyjaciół. Dobra zachowuje się teraz jak egoistka, ale on dobrze wiedział że teraz nie mam z kim porozmawiać.
-Przepraszam, zniszczyłem naszą przyjaźń. Zostawiłem cię. Nie odezwałem się ani słowem. Byłem zajęty karierą.
-Ale czy w ciągu sześciu miesięcy nie mogłeś napisać chociaż jednego sms? Tak bardzo byłeś zapracowany?
-Masz rację w ogóle się nie odzywałem, ale pamiętałem o tobie. Nie zapomniałbym o mojej przyjaciółce!
-Chyba jednak zapomniałeś! - wyjęłam drugą fajkę.
-Nie za dużo? Dwa papierosy na raz?
-Nie! - odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.
-Gdzie idziesz?
-Do mojego chłopaka! - skłamałam nie miałam chłopaka. To nawet nie był przyjaciel tylko kolega. Johny i kilku jego kolegów poznałam kilka miesięcy temu. Polubiłam ich. Jak byłam wśród nich zmieniałam się z aniołka na niegrzeczną dziewczynkę. Zaczęłam palić, pić no i czasem brałam narkotyki, ale to mi pomagało zapomnieć. Wiem kiedyś byłam przeciwna temu, ale wszystko się zmieniło. Już nie miałam "brata" który by mnie pilnował, więc nie ograniczałam się.
-Ty masz chłopaka? - nie wiem czy miałam to postrzegać że mnie obraził czy po prostu był zdziwiony.
-A co?! Ty masz dziewczynę ja chłopaka.
-To nie ten chłopak o którym mówiła twoja mama? I jego reszta bandy?
-Co ci mówiła mama?
-Że od jakiegoś czasu zadajesz się z jakimś dziwnym towarzystwem. Twoja mama się martwi bo ten jak mu tam?
-Johny.
-Johny nie ma zbyt dobrej opinii.
-Mogę się zadawać z kim chcę!
-Nie poznaję cię [tw.im.] na prawdę zmieniłaś się.
-Zrób coś dla mnie.
-Słucham cię.
-Wracaj do domu. A najlepiej do Londynu! Będę miała przynajmniej spokój! - spojrzałam na niego stał jak wryty. Chyba nie tego się spodziewał. Wykorzystałam chwilę i przyspieszyłam kroku. Musiałam przejść przez małą uliczkę i byłam na miejscu. Zayn chyba mnie posłuchał. Na końcu ulicy stali oni jak zwykle rozbawieni. Pewnie już naćpani. Gdy mnie zobaczył Johny zaczął mnie nawoływać:
-Patrzcie kto do nas idzie! Maleńka przyszłaś po towar? Bo wiedzę że dzisiaj nie w humorze.
-Byłoby dobrze jakbyś dał mi działkę.
-A może masz ochotę na coś innego? Na rozluźnienie?
-Co ty mi sugerujesz?
-Wiesz jesteś ładna. I niczego ci nie brakuje. Może.. - domyśliłam się o co chodzi. Chciałam się jakoś wycofać ale było za późno.
-Nie, nie chcę! Nie zrobisz mi tego.
-Jesteś tego pewna? - złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do ściany. Chłopaki z jego ekipy zaczęli się śmiać. Zaczęłam krzyczeć, wołać o pomoc. Jednak nikogo nie było w okolicy. Jeden z chłopaków zaczął mi rozpinać kurtkę. Kopałam ich i próbowałam się jakoś uwolnić, ale na nic to się zdało. Walnęłam głową o ścianę i chyba straciłam przytomność, bo obudziłam się wczesnym rankiem. Byłam prawie goła. Miałam na sobie tylko koszulkę. Było mi zimno. Zresztą czułam się cała brudna. Ubrałam resztę rzeczy jakie dałam radę znaleźć. I po prostu zaczęłam płakać. Nie miałam sił aby wstać, zrobić te kilka kroków. Nie wiedziałam co mam zrobić. Nie mogłam znaleźć komórki. Byłam głupia. Zrobiłam wiele błędów. Mogłam wrócić z Zaynem a do niczego by nie doszło. Oparłam moją głowę o ścianę i zasnęłam. Nie miałam w ogóle sił. Szczerze nie pamiętam ile spałam, ale obudziłam się w moim salonie. Przykryta kocem. Przy mnie siedziała Perrie. Nie wiem co ona tu robiła:
-Gdzie moja mama? - spytałam słabym głosem.
-W pracy.
-A no tak. Czemu tutaj ze mną siedzisz? Przecież mnie nie znasz.
-To nic, ale jesteś jego najlepszą przyjaciółką. A ja jego dziewczyną. Więc nie powinno cię to dziwić że tutaj jestem.
-Tak w ogóle to [tw.im.] jestem - podałam jej dłoń.
-Perrie, ale pewnie to już wiesz?
-Tak.
-Pamiętasz coś może z tamtego wieczoru? - i w tym momencie mój humor zmienił się momentalnie. Uśmiech z twarzy zszedł.
-Tylko tyle, jak Johny i jego kumple zaczęli mnie rozbierać. Później walnęłam głową o ścianę i chyba straciłam przytomność - gdy skończyłam mój monolog, na moich policzkach pojawiły się pierwsze łzy. Perrie w tym momencie mnie przytuliła, a do salonu wszedł Zayn. Oderwałyśmy się od siebie i popatrzyłam na Zayna. Nie był zadowolony, był wręcz wkurzony. I jakby w tym momencie zacząłby mnie ochrzaniać nie wytrzymałabym tego psychicznie:
-Może ja was zostawię porozmawiacie sobie - powiedziała Perrie i wyszła z pokoju. Patrzyłam na jego twarz teraz nie wyrażała gniewu. Widać było zatroskanie:
-To wszystko moja wina - powiedział.
-Co ty w ogóle mówisz? Przecież to ja cię wysłałam do domu i poszłam do nich. Z resztą. Tak koszmarnie się czuję. Ciągle wiedzę ich twarze - w tym momencie płakałam - i ja głupia nie wiem co sobie wyobrażałam! Jestem taka głupia. A teraz jak to się stało - Zayn mnie przytulił.
-Już spokojnie, jestem tu - szeptał mi - zobaczysz jeszcze tego pożałują.
-Co?! - oderwałam się od niego - proszę cię nie rób niczego niebezpiecznego!
-Ale co niby mogli by mi zrobić?
-Zayn, Johny jest nie obliczalny! Zresztą on ma jeszcze trzech przyjaciół. Jeśli tak to można nazwać.
-Wątpisz że nie dam im rady?
-Ale tu nie oto chodzi! Oni mogą coś ci zrobić!
-Ale ja im tego nie odpuszczę!
-Perrie! - chciałam żeby przyszła i odwiodła go od tego głupiego pomysłu. Dziewczyna po chwili weszła do salonu.
-O co chodzi?
-Powiec Zaynowi, aby nie szedł do Johna i jego kumpli! On nie wie w co się pakuje!
-Zayn zwariowałeś! Chcesz iść sam na tych chłopaków?
-Tak taki mam zamiar.
-Zayn proszę cię nie rób tego! Niech policja się wszystkim zajmie!
-Oni nic nie zrobią!
-Proszę!
-Nie! Sprawiedliwość musi być!
-Wyjdź! Proszę cię wyjdź! - on posłusznie wstał i opuścił mój dom.
-Perrie proszę cię pilnuj go oni są naprawdę niebezpieczni!
-Dobra. Idę, dasz radę sama?
-Tak już lepiej się czuję. Idź!
-To na razie, trzymaj się!
-Pa! - po chwili już jej nie było w domu. Reszta dnia minęła w miarę spokojnie zajęła się moja mama. Im mniej o tym myślałam tym lepiej się czułam. Ja nie odzywałam się do Zayna od do mnie. W sumie i dobrze dość miałam kłótni. Wieczorem ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Nie wiedziałam zbytnio o co chodzi. Byłam przerażona. Poszłam otworzyć drzwi przed nimi stała Perrie:
-[tw.im.] Zayn chyba zrealizuje swój plan!
-Co?! Poszłam do kuchni przygotować sobie kawę wracam a go nie ma!
-Chodź musimy go odnaleźć! - założyłam moją kurtkę i buty i razem pobiegłyśmy tam gdzie zazwyczaj przebywali chłopaki. Gdy dotarliśmy na miejsce usłyszeliśmy głosy. Ktoś się kłócił:
-Perrie dzwoń na policję! - dziewczyna posłusznie wyjęła telefon i zadzwoniła po pomoc. Ja natomiast po cichu zakradłam się do krańca ściany, aby zobaczyć co tam się dzieje. Jak na razie widziałam jak chłopaki kłócą się z Zaynem:
-Kim ty w ogóle jesteś? Co? Jej chłopakiem?
-Nie, przyjacielem!
-U to żałuj ma nieźle ciało! Ciekawe jakby to się robiło gdyby była by przytomna.
-Zamknij się!
-Co to cię tak rusza? Wyobraź sobie gdyby się w to bardzo angażowała! Istna bogini! - Zayn w tym momencie nie wytrzymał i rzucił się na Johna. Perrie dołączyła do mnie. Nie mogłyśmy tak po prostu stać i im się przyglądać. Razem wbiegłyśmy na uliczkę. Krzyczałam:
-Zostawcie go!
-Patrzcie kto nas odwiedził! - Zayn leżał na ziemi. To było oczywiste, że nie dał by im rady.
-Co wy tu robicie - mówił Zayn.
-Przyszłyśmy cię ratować! - odezwała się Perrie.
-A co to za seksowna blondynka.
-Nawet się nie waż!
-A kim ona dla ciebie jest?
-To moja dziewczyna!
-Nieźle laski wyrywasz! Gdzie ty takie znajdujesz?
-Ej Johny! To nie przypadkiem ten pedał z tego zespołu jak mu tak One Direction?
-Ty to on! - zaczęli go bardziej kopać. Podbiegłyśmy bliżej, próbowaliśmy ich jakoś rozdzielić, ale na marne:
-Zostawcie go, a nie powiem policji o wczorajszym zdarzeniu - błagałam. Johny chyba się zdenerwował podszedł do mnie i na chwilę przestali go bić. Perrie podbiegła do Zayna. Wszędzie widziałam krew. Chłopak złapał mnie za podbródek i przyciągnął do ściany:
-Nie zrobiłabyś mi tego!
-A skąd jesteś taki pewien?
-Wiesz skarbie ty też brałaś narkotyki, może nie uzależniłaś się jeszcze, ale ważne że brałaś w tym udział.
-Mogę iść do więzienia, ale przyjaciela uratuje!
-W jaki toteż sposób?
-A taki! - wskazałam dłonią na policjantów, którzy zjawili się na drugiej stronie ulicy.
-Ty suko! - uderzył mnie w policzek. Po chwili policjanci zakuli Johna i jego kumpli. I zabrali Zayna na pogotowie był w fatalnym stanie. Niestety mi i Perrie nie pozwolili jechać z nimi ponieważ nie było miejsca. Musiałyśmy same dotrzeć do szpitala. Zadzwoniłam po moją mamę szybko się zjawiła na miejscu. Do szpitala było dziesięć minut drogi samochodem, chyba, że były korki. To w tym momencie, dłużej się jechało. W szpitalu pielęgniarka powiedziała nam, że Zayn jest operowany. Miał wiele ran i do tego stracił sporo krwi. Nie wróżono że będzie dobrze. Nawet nie wiedziałam czy z tego wyjdzie cało. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale musiałam być silna dla Perrie. Po pięciu minutach do szpitala przyjechała mama Zayna. Też była roztrzęsiona, ale dobrze że była w pobliżu moja mama. Po trzech godzinach czekania wyszedł w końcu do nas lekarz. Nie miał dobrych wiadomości lekarze próbowali go uratować, ale nie udało się. Perrie upadła na ziemię i płakała. Ja również nie wytrzymałam nie mogłam uwierzyć w to że straciłam jedynego przyjaciela i to przez własną głupotę. Jedyną osobą która zachowała spokój była moja mama. Ona nas wszystkich zabrała do domu. Po pół roku nie mogłam dalej dojść do siebie. Mój stan psychiczny był nadal u kresu. Zespół się rozpadł bo chłopaki nie chcieli dalej tego ciągnąć bez Zayna. Johnego i jego kumpli zamknęli a ja byłam załamana. Popadłam w depresję i zamknęłam się w sobie. Teraz jest już lepiej. Chociaż nadal uważam, że to moja wina. Nie wiem czy kiedykolwiek sobie to wybaczę. Ciągle siebie obwiniam. I ciągle mi go brakuje. Poświęcił się dla mnie. Tak to był prawdziwy przyjaciel. Teraz trzymam się z Perrie. Razem wyszłyśmy z dołka i wspieramy się razem. Myślę, że będziemy przyjaciółkami.
xx Werka
Boskie.
OdpowiedzUsuńNiesamowite *-*
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to jest najciekawszy i najmądrzejszy imagin jaki czytałam, i chyba po raz pierwszy imagin o Zaynie w którym występuje Perrie nie została obrażona a to duży plus ode mnie. Wole szczęśliwe zakończenia ale w tym przypadku bez smutnego nie byłoby tej "magi"
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci! Chyba nigdy jeszcze nie dostałam takiego świetnego komentarza! Dziękuję :)
UsuńPRZEPIĘKNY. Szkoda, że w życiu się tacy przyjaciele nie zjawiają. <3
OdpowiedzUsuń